poniedziałek, 10 października 2016

Jak kupić kanapę?

Pytanie wydaje się debilne. Bo co, określasz budżet, idziesz do sklepu, wybierasz, płacisz, mission accomplished.
Okazuje się jednak, że jeśli kanapę kupują dwie osoby,  które mają nieco inne oczekiwania robi się trochę trudniej. Albo kiedy masz starą, zniszczoną, brudną ponad możliwości tajnego środka myjącego*, ale za to niewiarygodnie wygodną kanapę, która poprzedniego właściciela kosztowała morze mamony i której nie da się tak po prostu zastąpić...
Fotele, z podobnych powodów, postanowiliśmy poddać domorosłej renowacji. Co do kanapy - była zbyt zniszczona. Szukanie nowej zajęło nam sporo czasu, aż pewnego dnia Paweł wywiózł mnie do wielkiego sklepu w wielkim i śmierdzącym centrum handlowym i oświadczył, że nie wyjdziemy, póki nie znajdziemy kanapy. Im dłużej tam byliśmy, tym bardziej byliśmy głodni, a więc niebezpiecznie mogliśmy się zbliżyć do bycia niemiłymi, za to mogło też nam być bardziej wszystko jedno.
Ostatecznie znaleźliśmy narożnik, wybraliśmy tkaninę, dowiedzieliśmy się od miłej pani, że złożenie mebla jest banalnie wręcz proste, zwłaszcza jeśli robią to dwie osoby, zamówiliśmy transport i radośnie poszliśmy coś zjeść.
Po kilku tygodniach nieco mniej mili panowie przywieźli kanapę, wnieśli do mieszkania wszystkie elementy, wyjęli je z folii i zrobili z nich stertę zajmującą pół pokoju. Próbowali nas przekonać, że próba jej złożenia bez znajomości tajnych sztuk składaczy mebli jest bardzo ryzykowna. Że mebel ten jest podstępny i że ma otwory poukrywane przed okiem laika. Że złożenie tego niepozornego narożnika jest jak połączenie czarnej magii z fizyką kwantową, jak próba zrozumienia czego chcą kobiety, że to porywanie się z motyką na słońce. I że oni zrobią to za 100zł.
Oczywiście odmówiliśmy, sami damy radę. I z całą pewnością byśmy dali... ale okazało się, że brakuje nóżki w elemencie, który w instrukcji opisany jest jako najpierwszy i podstawowy. Tak więc trzeba pozostawić fort z poduszek i oparć, to wspomnienie dzieciństwa,  jako ozdobę salonu i zdobyć nóżkę.

*płyn do mycia szyb dobry na wszystko



Teraz więc, ponieważ dalej czekaliśmy na dostawę tkaniny do obicia foteli, nasz pokój wyglądał jeszcze bardziej artystycznie. Teraz już nawet nie wpuszczaliśmy znajomych, takiej abstrakcji mogliby nie zrozumieć...




Na szczęście ostatecznie udało nam się skręcić mebel. Niestety wbrew oczekiwaniom i zapewnieniom - nie było to łatwe (w zestawie były 3 rodzaje śrub i wkręty, a osoba, która pisała instrukcję nie rozróżniała jednych od drugich.

nie było łatwo...

ale się udało! ta da!

sobota, 1 października 2016

Jak odnowić fotel?

Mamy dwa niewiarygodnie wygodne fotele. Niestety są przy tym dość zużyte i całkiem brzydkie.
Odkąd się wprowadziliśmy zostały oblane herbatą, winem (oczywiście, że czerwonym), przypalone i przykryte narzutami. Narzuty zostały wygrzebane ze strychu mamy, więc też nie były jakieś super, ale lepsze niż nic. Fotele pasują do kanapy, która nie jest aż tak wygodna, ale za to jest połamana, więc, po uzbieraniu odpowiedniej kwoty i poczekaniu na promocję, kupiliśmy nową. Natomiast fotele niestety ciężko zastąpić. Postanowiliśmy obić je, taką samą tkaniną jak obicie kanapy. W pierwszej chwili planowaliśmy je oddać do tapicera, niestety okazało się, że nas na to nie stać.
Decyzja o własnoręcznym obiciu mebli dojrzewała w nas dość długo, zwłaszcza, że nie mamy o tym bladego pojęcia.
Przeszukałam internety i na blogu Magdaleny znalazłam bardzo wyczerpującą instrukcję jak rozbebeszyć oraz jak na nowo obić fotel. Wcześniej przeglądałam podobne posty u Joanki Z. i tu - instrukcja też jest bardzo dokładna (i podzielona na 7 odcinków, jak dobry serial), ale meble są trochę inne i instruktaż Magdy okazał się najbardziej pomocny.
Nasze fotele mają prostą formę, gdyby miały bardziej fikuśny kształt pewnie w ogóle bym się za to nie zabierała. Rozważałam oddanie ich do tapicera, ale już chyba lepiej kupić nowe. Rozważałam zakup nowych, ale nie udało nam się znaleźć takich wygodnych. Myślałam, żeby uszyć pokrowce, zamiast bawić się w obijanie, ale ostatecznie postanowiliśmy spróbować swoich sił.
Kiedy już złożyliśmy kanapę doszliśmy do wniosku, że wystarczy nam jeden fotel i drugi oddaliśmy w dobre ręce :)

w jednej z nóżek brakowało podkładki, więc "na chwilę" podkleiliśmy ją karimatą...


Do pozbycia się starej tapicerki użyliśmy:
otwieracza do konserw i zaostrzonego płaskiego śrubokrętu do podważania zszywek,
czasem przydawał się młotek,
do niektórych zszywek kombinerki
przydało się też pudełko na stare zszywki. I tak, oczywiście, że w nie wlazłam i wszystkie się rozsypały, wpadły w szpary między klepkami, przyczepiły mi się do skarpetki i znalazły się na dywaniku 0,5m dalej.
Do rozłożenia fotela na elementy użyliśmy wiertarki i zestawu śrubokrętów.
Odkurzacz okazał się bardzo pomocny.



Stelaż foteli składa się z 3 elementów - korpusu i boków. Szczególnie dużo zszywek musieliśmy usnąć z przodu fotela, z miejsca, gdzie łączy się obicie gąbki siedziska i korpusu. Obawialiśmy się też, że to miejsce najtrudniej będzie ponownie obić, tam po raz pierwszy zwątpiłam, że był to dobry pomysł. Ale mogła to być kwestia godziny, o której to robiliśmy... ;)


Po rozłożeniu foteli na części znaleźliśmy w nich różne "skarby", ale na szczęście nic drastycznego. Mnóstwo okruchów, trochę papierków, kurz, pół ludzika lego, drobne w dwóch walutach (3,52zł i 50eurocentów), magnesy i linijkę.

znaleziska
boczne oparcie

Rozłożenie fotela zajęło nam w sumie ok 3,5h, ale robiliśmy to na raty. W międzyczasie pojechaliśmy do mamusi na obiad, oboje poszliśmy w sumie na 4 treningi, zrobiliśmy zakupy i poszliśmy do pracy.

zszywki i więcej zszywek
zszywki zakamuflowane pod zszywkami
Tkaninę potrzebą do obicia obu foteli zamówiliśmy dopiero po zdjęciu starej. Chcieliśmy mieć pewność, że nie zamówimy za mało, albo dużo za dużo.
Zamówiliśmy taki sam materiał, jakim obita jest zamówiona nowa kanapa (inari 91), ze strony tkaniny-meblowe.pl.
Zaletą tego rozwiązania jest dokładnie taka ilość tkaniny jakiej potrzebowaliśmy, wadą kawałki foteli leżące na środku pokoju przez tydzień. Znajomym mówiliśmy, że to taka instalacja i że nie rozumieją sztuki.

przód fotela
 
plamy z kawy i wypalona dziura
oparcia fotela - artystyczna instalacja
pomiary tkaniny
obicie odrysowane na nowej tkaninie
zaczynamy ciąć
Wyciętą tkaninę spinałam na elementach fotela, potem zszywałam ją trochę ciaśniej, żeby dobrze go opinała.

bok fotela


Obijać trzeba było w dwie osoby, żeby dobrze naciągnąć tkaninę.

boczne oparcie

siedzisko (fotel leży na plecach)

przód siedziska (fotel leży na plecach)

TA DAM!

poniedziałek, 12 października 2015

Jak uszyć fascynator?

Po kwiatowych ozdobach do włosów, opisanych tu, pasujących do naszych granatowych sukienek, przyszedł czas na nowe ozdoby - fascynatory pasujące do zielono złotych strojów.
Tych też trzeba było zrobić około dwudziestu, i też powstawały na ostatnią chwilę, za to robione były w dużej grupie, więc to było jak impreza.
Potrzebowałyśmy filcowe kółeczko na bazę, wsuwki albo spinki, tiul w dwóch zbliżonych kolorach ale o innej grubości, materiał na wypełnienie środka, i piórka dla ładnego wykończenia.
Zrobienie jednej ozdoby zajęło w sumie niewiele czasu, ale zrobiłyśmy sobie małą linię produkcyjną, więc ciężko powiedzieć ile dokładnie.
Wycinamy filcowe (albo z innego materiału, byleby nie był zbyt cienki) kółko, do niego przyszywamy pomarszczony tiul, a potem więcej tiulu. Na koniec coś na środek i jakiś ozdobnik (u nas było to piórko)

Linia produkcyjna.
mróweczki przy pracy

  





niedziela, 15 lutego 2015

Jak przetrwać nauki przedmałżeńskie?

Teoretycznie nauki przedmałżeńskie to bardzo dobry pomysł. Teoretycznie mają nas przygotować do samego sakramentu i zmusić do zastanowienia nad tym, co dla nas w małżeństwie ważne. Teoretycznie mają nas zmotywować do rozmów na tematy, jakich może wcześniej nie poruszaliśmy.
Gdzie będziemy mieszkać? Jaki często będziemy odwiedzać mamusię? Jak często mamusia będzie odwiedzać nas? Jak będziemy rozwiązywać konflikty? Czy chcemy mieć dzieci? Ile? Kiedy? Jak będziemy zarządzać pieniędzmi? Jak będziemy spędzać wakacje? Ile czasu będziemy poświęcać na zainteresowania, których nie dzielimy? Jak będziemy spędzać niedziele i święta? Itd.
Kiedy zna się drugą osobę, i planuje się z nią ślub, to, o ile nie jest to ślub dla kredytu czy zielonej karty, prawdopodobnie zna się już odpowiedzi na większość z takich pytań, ale nauki przedmałżeńskie mają nam pomóc w rozmowach na tematy, które dotyczą naszej przyszłości. Teoretycznie.

Niestety, często trzeba iść kilka razy na spotkanie i je po prostu odbębnić.
My trafiliśmy na skrzyżowanie lekcji religii z podstawówki i wykładu z podstaw komunikacji społecznej. Miałam kiedyś taki przedmiot, nie do końca pamiętam jak się nazywał, ale miła pani opowiadała nam jak m.in manipulować rozmówcą, żeby myślał, że interesuje cię to, co mówi. Dokładnie te same zasady przedstawiła nam równie miła i nawet bardziej entuzjastyczna pani na kursie: kiwaj głową i potakuj, powtarzaj to, co ktoś mówi, żeby wiedział, że rozumiesz... Mnie akurat szlag jasny trafia jak ktoś potakuje kiedy coś mówię, bo ciężko jest mi się skupić na tym, co mam do powiedzenia. Zawsze mam wtedy wrażenie, że ten ktoś mnie pogania: "no... no... tak... skończ już gadać...".
Była też prezentacja w powerpoincie, i niestety też nie była super. W zasadzie niewiele nowego się tam dowiedziałam i poza pierwszymi zajęciami, na które przyszedł sympatyczny młody ksiądz i mówił do rzeczy - większość kursu spędziłam przeglądając 9gaga.

A potem jest jeszcze poradnia małżeńska.
Ta przyjemność kosztowała nas 100zł, jak powiedziała pani - na materiały. Mimo, że nie chcieliśmy materiałów, ponieważ po pierwsze nie mamy cd romu, a większość materiałów była na płycie cd, a po drugie Paweł przeczytał instrukcję dołączoną do termometru, który był kluczowy w całej zabawie w poradnię i wyczytał tam, że jego dokładność jest 10x za mała, żeby mógł służyć do wykonywania niezbędnych pomiarów.
Pani w poradni powiedziała nam bardzo dużo na temat śluzu, kazała uzupełniać tabelkę i wrócić miesiąc później. Jako, że odmówiliśmy używania jej termometru używałam termometru rtęciowego, mogłam się więc poczuć jak prawdziwy złodupiec, w końcu rtęć nas zabije. Czy coś.

Istnieje takie coś jak weekendy dla zakochanych, którymi można zaliczyć taki kurs. Znajomi na takim byli i okazało się, że jeszcze istnieją ludzie, którym się chce i prowadzą to tak, że uczestnicy się cieszą. Prawdopodobnie jest to dobre rozwiązanie.

Benvenuto Tisi da Garofalo
Wesele w Kanie


poniedziałek, 9 lutego 2015

Jak zorganizować wesele (i nie zwariować)? cz.III - zaproszenia

Po pierwsze i najważniejsze, czy się to komuś podoba czy nie, w języku polskim nazwiska się odmienia. Jeśli ma się w rodzinie kogoś, kto obrazi się za użycie poprawnej polszczyzny na zaproszeniu i nie przyjdzie, cóż, trudno, zresztą kto chciałby takich przewrażliwionych ludzi na własnym ślubie?
Jeśli ktoś ma z tym problem (z akceptacją tego faktu i z samą odmianą) polecam wypowiedzi profesora Miodka i stronę, która jest brzydka jakby ją wyrwano z samych trzewi lat '90, ale za to może być pomocna

Po drugie należy wybrać treść zaproszeń, ta zależy mocno od naszych preferencji.
Można wybrać modne wierszyki, np taki:

Przybądź na wesele
i obsyp nas mamoną,
nieznany daleki krewny
zaproszony przez teściową.*

Albo też napisać wszystko wprost, np tak:

W związku z tym, że rodzice się uparli
serdecznie zapraszamy sz. p. na ślub i wesele.
Odbędzie się wtedy i wtedy tu i tu,
absencję można zgłaszać telefonicznie
lub zwyczajnie zignorować to zaproszenie.*

Po trzecie trzeba wybrać wzór zaproszenia i je zamówić. Można znaleźć je w internetach i spersonalizować trochę, albo spersonalizować bardzo i znaleźć kogoś, kto zaprojektuje je specjalnie dla nas. My na szczęście wiedzieliśmy kogo poprosić.
Zaproszenia i winietki, zaprojektowała dla nas Karolina.
Najpierw zrobiliśmy sobie zdjęcie, na którym wcale nie jesteśmy tacy piękni, a potem ona zadziałała i wyczarowała nam takie o

Zaproszenia

Ja mam na sobie stój do tańca a Paweł zbroję. Tacy jesteśmy wszechstronni, że ho ho. Chociaż pewnie większość rodziny, zwłaszcza ta dalsza, nie wiedziała o co chodzi, ale co tam, jak dotąd nikt nie narzekał.

Należy pamiętać, że organizowanie wesela jest jak sesja, dlatego dobrze jest znaleźć sobie jakieś ciekawe zajęcie zastępcze, np mycie wc albo segregowanie klamerek do bielizny wg kolorów.

*Tak naprawdę cieszymy się ze wszystkich gości i nie zapraszaliśmy nikogo tylko dlatego, że tak wypada. Naprawdę.

wtorek, 28 października 2014

Jak naprawić płaty? cz.I

Płaty Marcusa, podobnie jak większość elementów jego uzbrojenia, powoli ulegały biodegradacji.



Trochę nitów wyrwało się na wolność z tkaniny, trochę ktoś uciął. Materiał się przetarł, prawdopodobnie od naturalnego dla rycerzy kwasu wydzielanego przez ich pory.




Przed następnym turniejem eliminacyjnym, który odbędzie się w Gdyni 8.11, należało je więc naprawić. Obiecałam pomóc.


Okazało się, że naprawianie ich sprowadzać się będzie do zrobienia ich na nowo.


Ze starych zrobiliśmy wzór, Marcus usunął stare nity i wyprostował elementy, a nawet je nieco wyszlifował.


Teraz pozostało je zanitować i obszyć brzegi tkaniny. Przez najbliższe kilka tygodni będą piękniusie.








sobota, 18 października 2014

Jak zorganizować wesele (i nie zwariować)? cz.II - nie ma dramatu.

Sala na wesele
Zaczęliśmy od sali. Chcieliśmy zacząć od Kościoła, ale kazano nam wrócić później, na razie jest za wcześnie. Przynajmniej oni podchodzą do tego z głową ;)
Salę na wesele i poprawiny zaklepaliśmy przy dwóch wizytach. Była to czwarta sala, którą zobaczyliśmy, a pozostałe oglądaliśmy po drodze do tej już niemal wybranej. Widziałam ją wcześniej i bardzo mi się spodobała, a Marcus się ze mną zgodził. Miejsce jest przeurocze, czyste i zadbane, podobnie otoczenie.
Poza tym właściciel dał nam na drogę wielki kawał własnoręcznie uwędzonego przepysznego boczku. Nic tego nie przebije.



Planowanie
Mając już zaklepaną salę uświadomiliśmy sobie, że o większości rzeczy, którymi należy się zająć, nie mamy bladego pojęcia. Zapytaliśmy internet jak zaplanować wesele. Jak zwykle internet nie zawiódł. Okazuje się, że istnieją ludzie, którzy tak lubią śluby, że mogą planowanie załatwić za ciebie. Tak oto staliśmy się posiadaczami specjalnie dla nas przygotowanego harmonogramu przygotowań ślubnych.
Wystarczy na stronie wedding sisters podać trochę informacji o ślubie i weselu i miłe panie przemyślą wiele rzeczy za ciebie ;)

Suknia ślubna
Jak dotąd wszystko szło tak jak nam się wydawało, że powinno - po prostu załatwialiśmy kolejne rzeczy z listy. Nie przypuszczałam, że wybór sukni też będzie taki prosty. Dwa razy poszłam z przyjaciółkami oglądać sukienki i podobało mi się jakieś 10. A potem poszłam oglądać suknie jeszcze raz, przymierzyłam 4 i nie podobałam się sobie w żadnej. Już miałam wychodzić, kiedy zobaczyłam przepiękną sukienkę, w której się zakochałam. Jak w głupiej komedii. A potem ją przymierzyłam i okazało się, że nadal jest piękna, co oznacza, ze to albo naprawdę piękna sukienka, albo mieli krzywe lustra. Zamówiłam ją więc (byłam 201 klientką w tym roku i dostałam zniżkę;) i umówiłam się na pierwszą przymiarkę. Teraz pozostaje znaleźć dodatki, może chociaż z tym będę mieć problem i zmienię się w potwora?

sobota, 11 października 2014

Jak zorganizować ślub i wesele (i nie zwariować)? cz.I - początki początków - zacznij planować i zachowaj spokój.

Jak można się dowiedzieć z amerykańskich filmów i z internetów (wiadomo, że jak coś jest napisane w internecie to musi być prawda) każda kobieta od wczesnego dzieciństwa nie marzy o niczym innym, tylko o ślubie.


A kiedy już ktoś jej się oświadczy (nie zawsze istotne jest kto to będzie) wpada w szał i zamienia się w pannomłodzillę.Tego dowiedziałam się z takich hitów jak bride wars czy bridesmaids.


A filmów o przygotowaniach do ślubu jest zadziwiająco dużo. Jeszcze nadejdzie taki dzień, że je obejrzę, ale nie dziś. Jak będę chora, wtedy i tak większość fabuły przesypiam ;)

Filmowa panna młoda jak już coś sobie wymyśli będzie się tego trzymać za wszelką cenę. To jej dzień. Najważniejszy dzień w życiu. Zwieńczenie historii miłosnej. Hollywood uczy nas, że potem jest już tylko nudne "żyli długo i szczęśliwie", na którym nie warto się skupiać.

Jednak o dziwo jak dotąd doświadczenie pokazuje, że panny młode wcale nie są straszne. Mnie w każdym razie żadna nie wydała się przerażająca.
Nie widziałam, żeby któraś z uporem maniaka wykłócała się o odcień dodatków, sprowadzenie kwiatów, które o danej porze roku nie kwitną, czy owoców, które w danym momencie nie rosną. Żadna nie tupiała nóżką i nie rzucała się na ziemię krzycząc i rozpaczając nad jakimś nieistotnym drobiazgiem.  

Może jest to kwestia tego, że nie zadaję się z wariatkami. Może to po prostu dojrzałe kobiety, a nie dzieci. A może po prostu kobiety w Polsce nie są szurnięte i wiedzą, że owszem - to ważny dzień i mogą zaszaleć i oczekiwać, że tego dnia będą najważniejsze, ale nie popadają w przesadę.


W internecie można znaleźć mnóstwo blogów, na których dziewczyny opisują swoje przygotowania do ślubu i wesela. Są fora, gdzie panny młode dzielą się swoimi przemyśleniami, obawami i opiniami na temat stroju, wystroju i usługodawców. I może to im wystarcza? Taka ślubna odmiana internetowego trolla? Panna młoda zasiada do komputera i zmienia się w ślubnego potwora, ale potem odłącza się od sieci i cała rodzina spokojnie może z nią wytrzymać?

Marcus oświadczył mi się na Grunwaldzie, czyli w lipcu. Ustaliliśmy, że ślub weźmiemy na wiosnę przyszłego roku, wyszliśmy więc z założenia, że wszelkie planowanie możemy zacząć w styczniu, do wiosny mamy przecież niemal rok. Moja przyjaciółka szykująca się właśnie do ślubu szybko wyprowadziła nas z błędu i zaczęliśmy rozumieć amok, w jakim są pary młodych. Całe planowanie należy zacząć wcześnie, ponieważ wszyscy zaczynają planowanie wcześnie. Jeśli nie zaklepiesz sali rok przed weselem, to nie będziesz mieć sali. Właściciel miejsca, w którym planujemy wesele powiedział nam, że niektóre terminy ma już zaklepane na 2016 a nawet 2017 rok. Czy to nie szalone?


poniedziałek, 6 października 2014

Jak wyremontować mieszkanie...?


Niektórzy mają to szczęście, że nie muszą brać kredytu na kawalerkę, ponieważ odziedziczyli mieszkanie po dziadkach. Mieszkanie to należy zwykle wywietrzyć i odmalować ściany i można tam już mieszkać. I już mieszkając tam, stopniowo zmieniać ten przybytek w gniazdko swoich marzeń, nie wyrzucając na to mnóstwa pieniędzy na raz, tylko mnóstwo pieniędzy po trochu.
Gorzej, jeśli mieszkanie dotąd było wynajmowane. Jak się okazuje, wynajmując mieszkanie należy się spodziewać wszystkiego.
Np. ktoś może się wyprowadzić i zostawić w odłączonej od prądu lodówce mięso. Na trzy tygodnie, bo zapłacił i wyprowadził się wcześniej niż powiedział, a co tam.
Ktoś może też pomalować sprayem ściany i szafę w pentagramy. Ktoś  może to potem  zamalować, na kolor jaskrawo czerwony, a wylezie dopiero przy próbie zmiany koloru ściany na mniej skłaniający do morderstwa.
Często mieszkańcy zabierają meble i sprzęty z wynajmowanego mieszkania ze sobą, zostawiając na ich miejsce inne. Po kilku lokatorach miejsce wygląda wiec dość... eklektycznie.
Był też człowiek, który zabrał ze sobą kawałek pralki. Nękany, żeby część oddać oddał, owszem, ale inny kawałek innej pralki, bo tamtego już nie miał.
No i może się też trafić estetka. Estetka była ostatnią osobą, której mieszkanie było wynajmowane. I była chyba najgorsza.
Estetka zapytała czy może odmalować ściany. Owszem, może, ale nie na ostre, jaskrawe kolory, bo trudno jest się ich potem pozbyć.
"Proszę się nie martwić, ja jestem estetką!" odparowała estetka i zabrała się do roboty. To, co zrobiła z mieszkaniem jest dla mnie niepojęte, niestety na zdjęciach wygląda dużo lepiej niż w rzeczywistości, nie wiadomo dlaczego.

Estetka pomalowała przedpokój na biało-bordowo-żółto, salon trochę na pomarańczowo a trochę na żółto, mały pokój trochę na zielono a trochę na żółto. Łazienkę na fioletowo. Kuchnię trochę na żółto, trochę na bordowo, a trochę na biało.
Poza tym, że mieszkanie zostało pomalowane na takie cudowne kolory, zostało pomalowane niechlujnie - pomazany przy malowaniu sufit pozostał pomazany, podobnie listwy przypodłogowe. Na drzwi nalepiona została tapeta w biało czarne mazy. Żeby było fajniej tapeta (podobnie jak plakaty przedstawiające piłkarzy na drzwiach małego pokoju) została przyklejona sylikonem. Jak łatwo zgadnąć przy próbie odklejenia tapeta odchodzi razem z farbą. Podłoga jest dość zniszczona, ale na razie nie mamy chęci jej szlifować.
Mieszkanie ma dwa pokoje, większy i mały, oraz dość absurdalnie wymyśloną mikro kuchnię i małą łazienkę. Połączone oknem.

A oto stan sprzed remontu:

przedpokój


kuchnia (oraz okno do łazienki)
ściana kuchni (na szczęście to tylko cekol ale i tak nie było łatwo się go pozbyć)
łazienka (z widokiem na kuchnię ;)

duży pokój

mały pokój